niedziela, 17 września 2017

Niespodzianki mniejsze i większe...

... czyli o czym nie miałam pojęcia decydując się na owczarka australijskiego.


Patrząc z perspektywy czasu na dwa lata młodszą siebie nóż mi się w kieszeni otwiera... Dziś będzie o tym, na co nie byłam przygotowana, czego nie wiedziałam biorąc Kię pod swój dach i co zaniedbałam. Ten post z jednej strony będzie moim rachunkiem sumienia, a z drugiej może wskazówką dla osób zainteresowanych rasą. A nóż, widelec może uratuje Was przed czyhającą zagładą.





Po pierwsze: 

-Dlaczego ozik? 

-Bo łatwiejsza wersja bordera. 

 

Praktycznie od kołyski kochałam się w borderach. Za dzieciaka miałam wielki segregator, w którym gromadziłam wszelakie artykuły, plakaty oraz książki dotyczące rasy. Internet był narzędziem powoli pojawiającym się w domach (ahhh te buczenie przy próbie połączenia z siecią, pamiętacie?) także musiałam zadowolić się moim segregatorowym kompendium wiedzy. Do posiadania psa stały mi na przeszkodzie dwie rzeczy: mama (dzięki Ci za to!) i mój lęk przed psami. Ale jak to? Chciałaś mieć psa choć się ich bałaś? Tak, bałam się i to panicznie. Myślę jednak, że jest to temat na osobny wpis, może kogoś zainteresuje :).

Wracając do tematu. Kiedy mogłam sobie już pozwolić na psa, pierwsza myśl- BORDER! Jednak ludzie piszący na internecie jaki to jest pies- maszyna, który musi pracować dniami i nocami skutecznie mnie do tego zniechęcili. I również chwała im za to, bo z wiedzą jaką miałam wtedy obawiam się, że z borderem mogłabym trafić do wariatkowa.

Wtedy postawiliśmy na ozika. Matiemu te psy się podobały, a ja uważałam je za mniej narwane bordery. I wiecie co? Kupa siku prawda! Nigdy w życiu nie sugerujcie się takim stwierdzeniem. To są dwie odrębne rasy, które różnią się od siebie. Można trafić na zamulonego bordera (choć rzadziej) tak samo jak na całkiem pokręconego ozika, któremu borderro nie da rady. Wszystko sprowadza się do wyboru odpowiedniego psa dla siebie. I tutaj bardzo płynnie przechodzimy do punktu drugiego:

Po drugie:

Byle szybko i tanio!


Ja na szczęście w tej kwestii się nie sparzyłam i udało mi się trafić całkiem nieźle. Mimo wszystko takim bezmyślnym wyborem można sobie zniszczyć życie na ładnych parę lat. Jak teraz myślę na jakiej zasadzie wybierałam psa, aż mną trzęsie.

Kojarzycie te posty na psich grupach pt: "Szukam ładnego merle szczeniaczka."? Otóż ja byłam aż tak bezmyślna, że nawet nie pokwapiłam się o taki post (zresztą nie wiedziałam, że są takie grupy na Facebooku). Przyznam ze wstydem, że moim jedynym kryterium wyboru psa był: kolor i dostępność na już, teraz, NOW! I znalazłam, merle na już. Jednego jedynego dostępnego, w innych hodowlach były albo zarezerwowane albo nie było miotów. Nie patrząc, ani nie pytając o charakter rodziców, nie patrząc do rodowodu, nie sprawdzając dokładnie zdrowia linii zapadła decyzja. Dzisiaj nie rozumie na jakiej podstawie, skoro nic nie było wiadomo. Wiadomo jedyne było, że hodowla zarejestrowana jest w ZKwP. Przynajmniej na tyle byłam świadoma...

Po trzecie:

Pieseczek aktywnej rasy musi non stop coś robić!


Zabawy, podróże, zabawki, bieganie, szaleństwa, wymuszanie uwagi, hulaj dusza- piekła nie ma! Powiem szczerze, że to środowisko wymusiło na mnie taki sposób postępowania. Zewsząd się słyszy, że oziki to psy wymagające wiele pracy i aktywności. Demonizuje się je podobnie jak bordery. Owszem, wymagają więcej uwagi i treningów niż "normalne" psy ale mało kto powie, że nie można przesadzić. Większość zgodnie twierdzi, że to rasa nie dla każdego, że muszą coś robić, bo inaczej będą biegać po suficie. Trzeba jednak przy tym zaznaczyć, jak bardzo ważny jest przy tym umiar i zdrowy rozsądek. Nie tylko pracą pies żyje. Te psy przede wszystkim potrzebują nauczyć się jak odpoczywać. Nie ważne czy ma wbudowany legendarny on/off czy nie. Pięknie wyciszającego psa można tak samo zniszczyć wieczną zabawą jak i tego pobudliwego.

Kia ogólnie była szczeniakiem bardzo żywiołowym i szalonym, bez żadnego wyłącznika. Nie wiedziała co to odpoczynek i była bardo rozemocjonowana. Zamiast uczyć jej odpoczynku i tłumić problem w zarodku, stwierdziłam, że jestem hu*@#ą właścicielką, bo pies jest nie wyżyty. No i dokładałam jej aktywności. Kiedy napisałam na ozikowym forum jaki mam z nią problem, dziewczyny otworzyły mi oczy. Dodam od siebie, że do tego momentu byłam pewna, że dostanę od całego internetu opieprz, że nic nie robię z psem. Okazało się całkiem na odwrót.

Po czwarte:

Inne pieski są po to, żeby się z nimi bawić!


Mistyczna socjalizacja. Im więcej piesków pobawi się z moim tym lepiej? Czym właściwie jest socjalizacja? Tutaj pozwolę się posłużyć definicją z Wikipedii:
"Socjalizacja (łac. socialis = społeczny) – proces (oraz rezultat tego procesu) nabywania przez jednostkę systemu wartości, norm oraz wzorów zachowań, obowiązujących w danej zbiorowości." źródło: Wikipedia
Sama definicja powinna pomóc zrozumieć, o co w niej chodzi. Upraszczając jest to nauka odpowiedniego zachowywania się.

Ja za świetną socjalizację uznałam wybieg dla psów... No bo przecież pieski nawiążą między sobą relacje, pobawią się, Kia nauczy się przebywać w towarzystwie innych psów. Faktycznie, nauczyła się... że każdy pies to świetna okazja do zabawy, że przy innym psie nie da się zachowywać spokojnie, że trzeba do niego ciągnąc ile sił w łapach. Jedyne za co dziękuję, to za to, że osiedlowe Burki przebywające na tych wybiegach nie sprawiły, że stała się agresywna czy lękowa. To tak jak z ludźmi- z kim się zadajesz, taki się stajesz- powiedzenie mniej lub bardziej trafne. Przy psach to się sprawdza, dlatego warto zaznajamiać szczeniaka z psami znajomymi i zrównoważonymi, aby dawały dobry przykład.
_________________________________________________________________________________________

W zasadzie to chyba tyle poważnych błędów, które popełniłam biorąc i wychowując Kię. Jak można szybko policzyć to tylko dwa błędy dotyczą jej bezpośrednio. Na pewno było więcej mniejszych ale one nie stanowiły takiego problemu jak te tutaj opisane. Te dwa na pewno zapamiętam do końca życia i na pewno przy następnym psie będę najbardziej na nie kłaść nacisk, żeby nie powtórzyć błędów z przeszłości. Kia na pewno dzięki temu nauczyła mnie dużo cierpliwości, szybko również zweryfikowała moje ówczesne poglądy. To dzięki niej szukałam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania/ problemy. I to dzięki niej, pisząc ten post jestem w szoku, że moje podejście, wiedza i przekonania tak diametralnie uległy zmianie zaledwie w ciągu dwóch lat.


2 komentarze:

  1. Pierwszy pies to w gruncie rzeczy nic innego jak pasmo popełnionych błędów czy porażek przeplatanych większymi i mniejszymi sukcesami. Też mi się nóż w kieszeni otwiera gdy sobie wspominam, że jako niespełna 12 latka stałam się właścicielką labradora. Do dziś dziękuję rodzicom, że nie zgodzili się na psa wcześniej. U mnie niedawno pojawił się post dotyczący błędów, które popełniłam przy pracy ze szczeniakiem, a które mają jakieś tam znaczenie do dnia dzisiejszego... Swoją drogą też popełniłam jedną z twoich niespodzianek ;p
    Pozdrawiamy! | nasz blog

    OdpowiedzUsuń
  2. Szukając szczeniaka na prawdę trzeba zrobić porządny rekonesans. Obecnie jest znacznie łatwiej, ponieważ mamy internet. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń