piątek, 16 grudnia 2016

Kontrolowanie emocji




Każdy świadomy właściciel aktywnego psa zetknął się mniej lub bardziej z pojęciem wyciszenia oraz emocji (najczęściej nadmiernych) w psim kontekście. Ja również będąc właścicielką ozika miałam świadomość, że takie zagadnienia istnieją ale nigdy nie przywiązywałam do nich większej wagi, co mogło okazać się tragiczne w skutkach.

Zacznijmy od początku:

Szczeniaku! Odpocznij!
Większość zachowań (tych złych i tych dobrych) pies uczy się w wieku szczenięcym. W tym okresie przyjmuje nawyki, które później jest ciężko zmienić dlatego tak ważne jest nauczenie psa spokoju w różnych sytuacjach, wyciszenia i kontrolowania emocji. Jaki jest główny grzech świeżo upieczonych przewodników?

Po pierwsze nadmiar uwagi
Upragniony szczeniak w końcu trafił pod nasz dach, poświęcamy mu 100% naszego czasu, bawimy się z nim od rana do wieczora (chyba, że szczeniak sam odpadnie). Piesek tylko otworzy oczy po drzemce to już przy nim jesteśmy i zachęcamy do interakcji. Problem zaczynamy dostrzegać kiedy pierwsza fala ekscytacji minie i zdajemy sobie sprawę, że mamy jeszcze sporo obowiązków poza tym słodkim papikiem. Kiedy my nie mamy czasu dla psa ten łazikuje, nie potrafi znaleźć sobie miejsca, co chwile do nas podchodzi, popiskuje i domaga się naszej uwagi. A przecież przed chwilą się z nim bawiliśmy!
Zapewniamy non stop psu rozrywkę a kiedy zostaje jej pozbawiony najzwyczajniej w świecie nie wie co ze sobą ma robić. Od pierwszych dni w domu uczmy psa nic nierobienia, uczmy go że nie zawsze mamy dla niego czas.

Po drugie dostępność zabawek
Zabawki są porozwalane po podłodze cały czas, bo może piesek będzie chciał się pobawić. Piesek przynosi zabawki pod nogi a my jesteśmy tym tak rozczuleni, że damy mu te upragnione 5 min zabawy. I wracamy do punktu pierwszego. Kiedy oglądamy telewizję pies łazikuje a pod naszymi nogami mamy stertę najróżniejszych zabawek.
Zabawki powinny być zarezerwowane na specjalną okazję, wtedy zwiększą swoje znaczenie jako nagroda. Ciągły dostęp do zabawek sprawia, że zwierzę jest ciągle pobudzone i gotowe do szaleństw. Przez to nie potrafi się położyć i iść spać, bo może akurat wydarzy się coś super ciekawego.

Po trzecie socjalizacja
Socjalizacja to nie wyścig, w którym zwycięża szczeniak, który przywita się z największą liczbą ludzi, psów i innych zwierząt. Tak samo nie są to zawody pt: "W ilu miejscach szalałeś jak dziki?". Wg mnie socjalizacja to poznawanie nowych sytuacji i dopasowanie się do nich w odpowiedni sposób. Dużo opiekunów przesadza z nadmiarem bodźców w pierwszych miesiącach życia psa przez co później pojawiają się różnego rodzaju problemy (nie tylko z wyciszeniem).

Na temat socjalizacji szerzej się nie będę wypowiadać, bo sama źle rozumiałam ten temat. Chciałam, żeby Kia poznała jak najwięcej psów i jak najwięcej się od nich nauczyła. Niestety zapomniałam, że osiedlowe burki zazwyczaj nie należą do najbardziej wychowanych. Kia za to ona nauczyła się, że z każdym psem idzie się wyśmienicie bawić i należy do niego ciągnąć ile sił w łapach. Gdybym teraz miała mieć szczeniaka to postawiłabym na naukę ignorowania psów, pozwalałabym się tylko bawić z tymi ułożonymi. Mimo to Kia cudownie zachowuje się wobec innych psów, nie jest agresywna ani zbyt natarczywa (choć za szczeniaka była). Doszłyśmy do etapu gdzie uwielbia ćwiczyć przy innych psach i skupia się na mnie. Jednak jest to spowodowane naszą ciężką pracą i miesiącami odkręcania tego co kiedyś zaniedbałam.

Poznawanie nowych miejsc też nie poszło nam najlepiej. Nauczyłam Kię, że nowe miejsca są super podniecające i zawsze w nich dzieje się coś ciekawego. Przez to po wyjściu z samochodu uruchamiał się w niej wewnętrzny ciągnik i nic nie mogło jej powstrzymać. Sytuacja również została opanowana.

Dzisiaj frisbee, jutro agility, potem IPO, flyball, obedience i pasienie....
Każdy pies jest na swój sposób aktywny. Jednemu starczy spacerek dookoła bloku a innego godzina agility nie zmęczy. I właśnie tu jest pies pogrzebany (dosłownie!). Mowa tutaj o rasach aktywnych. Weźmy na tapetę bordery. Są rasą coraz bardziej popularniejszą więc na pewno wiesz, że to pies pasterski, który potrafi wykonać milion sztuczek i jeszcze mu mało. Do czego zmierzam? A no do tego, że wiele psów tej rasy (i nie tylko) nie potrafi sobie dawkować aktywności. Mimo zmęczenia nie dadzą tego po sobie poznać i będą pracować tak długo aż im przewodnik pozwoli. Jeżeli opiekun nie potrafi odpowiednio dawkować psu zajęcia to niestety zaczyna dziać się to, co jest coraz częściej widziane u borderów: frustracja, histeria, wieczne nakręcenie. Opiekun, widząc takie zachowanie swojego psa, napędzamy własnymi ambicjami stwierdza, że pies się nudzi, ma mało zajęcia i zwiększają mu aktywność do poziomu "maszyna, nie pies". Kia też nie ma tego hamulca, który powie jej "ok, mam dość". Muszę dawkować jej codzienną aktywność, bo inaczej chętnie zajechałaby samą siebie.

Morał jest taki, że im mniej odpoczynku tym bardziej nadpobudliwy pies.

Jak to było z Kią?

Pierwsze pół roku życia
Kia za szczeniaka miała powyciągane sznurki, piłeczki itp. przez co zawsze miałam stertę zabawek pod nogami. Zaczęła piszczeć, bo mój chłopak zawsze ją wtedy głaskał. Moje prośby i groźby na nic się nie zdawały. Nie ma to tamto Kia sobie go elegancko wychowała. Chciałam zrobić z nią wszystko na raz i cały czas zapewniałam jej zajęcie. Non stop łazikowała, a kiedy się już położyła to zasnęła na chwilę. Piszczała wszędzie i ciągle. Było to irytujące do tego stopnia, że zdesperowana szukałam pomocy na forum ozikowym (przed chwilą znalazłam ten post więc informacje są jak najbardziej wiarygodne, niczego nie zapomniałam :D). Dziewczyny z forum poradziły mi schować zabawki i dać psu więcej luzu (równowaga pomiędzy nudą a aktywnością). Schowanie zabawek podziałało błyskawicznie. Przytoczę Wam moją odpowiedź z ozikowego forum sprzed roku:
O dziwo metoda chowania zabawek działa od pierwszego dnia. Kia stała się dużo spokojniejsza i tym samym nie piszczy już tak często jak wcześniej choć to zaledwie 3 dni. Widocznie porozrzucane zabawki na ziemi sprawiały, że była cały czas nakręcona i czekała aż ktoś chwyci za jedną z nich i zacznie się z nią bawić.

Wprowadziłam również sygnał oznaczający koniec zabawy. W moim przypadku jest to słowo "koniec", które jest przez małą znane ze szkoleń. Wczoraj skończyłam zabawę i schowałam zabawki. Kia przez paręnaście minut chodziła po mieszkaniu i jakby nie wiedziała co ze sobą zrobić. W końcu się położyła i zajęła sobą a potem poszła spać.

Wcześniej jak rano siedzieliśmy w kuchni pijąc kawę Kia tylko znosiła nam zabawki, łaziła, piszczała i wskakiwała na ręce. DZISIAJ POŁOŻYŁA SIĘ POD STOŁEM I GRZECZNIE CZEKAŁA AŻ SKOŃCZYMY. W ogóle nie próbowała nic wymusić! Nie spodziewałam się, że jakiekolwiek efekty zobaczę tak zaskakująco szybko! Najwyraźniej te zabawki na podłodze musiały bardzo ją nakręcać, wręcz powiedziałabym stresować.


Dalej miałyśmy problemy z piszczeniem ale nie były one już tak dotkliwe jak wcześniej. Kia do dzisiaj od czasu do czasu pomarudzi, popiszczy i to właśnie zazwyczaj wtedy kiedy jest zdezorientowana i nie wie co ze sobą ma zrobić. Czytając teraz te forum przypomniałam sobie jaką niemoc czułam pisząc ten post. Jak z jednej strony uwielbiałam tego psa a z drugiej nienawidziłam i miałam totalnie dość. Jak to dobrze, że te straszne czasy już minęły, brrr.

Do końca tegorocznych wakacji
Kia nie była już nałogową piszczałką i dawno ten problem miałyśmy za sobą. Dużo przeszło jej z wiekiem (UWAGA! CIEKAWOSTKA! Nawet po radach dziewczyn z forum od czasu do czasu piszczała bez powodu. Totalnie minęło jej po prześwietleniu stawów (miesiąc po schowaniu zabawek)- dostała głupiego jasia. W dzień prześwietlenia jeszcze popiskiwała, natomiast kiedy doszła do siebie po prześwietleniu to już nie wydawała z siebie dźwięków bez powodu. Przypadek?). Mimo tego nie potrafiła skupić się na dworze. Na spacerach ciągnęła. Była bardzo podniecona otoczeniem. Wszystko i wszyscy ją interesowali. Widać było niesamowitą ekscytację w jej oczach. Kiedy miała możliwość zabawy z innym psem traciła rozum i zapominała, że ma przewodnika. Było jej wszędzie pełno. Aż do pamiętnego dnia, kiedy umówiliśmy się na trening frisbee z pewnym ozikiem i jego panią (tak, to o Tobie Dominika, tyś moją muzą, gdyby nie Ty to Kia byłaby dalej dzikiem <3). Nie wiem co wcześniej myślałam, chyba to, że Kia po prostu taka narwana jest i to jest jej natura, a może że to uroki młodości i przejdzie jej z czasem? Już nie pamiętam ale pamiętam w jakim byłam szoku widząc Kentuckiego, spokojnego, wręcz flegmatycznego przy Kii ozika. Jako, że Dominika bardziej obraca się w psim światku niż ja doradziła mi to i owo. Uświadomiła mi, że ten szał to nie jest natura Kii, że da się ją wyprowadzić na prostą i zrobić z niej porządnego psiego obywatela. Oczywiście nie było super źle z nią, myślę, że była raczej lekkim przypadkiem braku wyciszenia. Opisałam również na grupie owczarkowej moją sytuację i prosiłam o rady. Generalnie moim głównym celem była możliwość trenowania rzutów frisbee przy leżącym, nie przywiązanym i nie szczekającym psie. Dostałam jednak o wiele więcej, nigdy bym się takich efektów nie spodziewała. W tym momencie zbliżamy się do momentu kulminacyjnego, czyli:

Kontrolowanie emocji u psa
Co wprowadziłam w życie żeby mój pies się w końcu wyluzował?

1. Samokontrola na co dzień.
Po co pędzić wszędzie na łeb na szyję skoro można iść? W myśl tej zasady wprowadzałam Kii samokontrolę w życiu codziennym. Zamiast łapczywie rzucać się do miski musi czekać na moje "OK" lub wykonać jakieś polecenie.


How to:
- Weź do ręki miskę i nasyp jedzenie
- Każ psu usiąść
- Powoli kładź miskę na ziemi
- Jeżeli pies będzie się do niej dobierał- miska idzie w górę (za pierwszym razem może to trochę potrwać)
Efekt końcowy: pełna miska leży na ziemi, pies siedzi obok niej, patrzy się w oczy i czeka na zezwolenie (np. OKEJ)
Wersja pro: jedzenie nasypywane bezpośrednio do leżącej miski, pies czeka na pozwolenie, wołasz go do siebie, pies zostawia miskę i podchodzi, próbujesz zrobić psa w bambuko innymi słowami podobnymi do komendy zwalniającej (ja bardzo często mówię OLEJ zamiast OKEJ), pies się nie nabiera, OK

Samokontrolę również wprowadziłam przy wychodzeniu na dwór. Po co pchać się przez szczelinę w drzwiach skoro można te drzwi spokojnie otworzyć na oścież i poczekać na komendę zwalniającą. Dzięki temu Kia wychodzi na dwór o wiele bardziej rozluźniona, nie pędzi przed siebie i nie ciągnie zawzięcie.


How to:
- Wychodząc na dwór zapinamy psa i otwieramy drzwi
- Kiedy pies chce sam wyjść drzwi się zamykają
- Powtarzamy czynność do skutku aż dojdziemy do momentu kiedy pies stoi przy otwartych drzwiach
- Mówimy "OK" i pozwalamy psu wyjść
Wersja pro: stojącego przed drzwiami robimy w bambuko jak przy misce. Próbujemy go delikatnie pociągnąć żeby wyszedł bez naszego zezwolenia (pies się ma zapierać).

2. Po spacerze daj mi spokój
Kiedy wracamy ze spaceru do domu, czy to spacer trwał 15 min czy 3h, olewam Kię i zajmuję się sobą. Po spacerze jest totalny luz, nie ma na co liczyć. Często wsadzam ją wtedy do klatki, żeby odpoczęła albo polizała sobie konga. Teraz kiedy wracamy do domu Kia często sama z siebie idzie do klatki i odpoczywa. Generalnie z psem nie robię nic w domu. Cały czas śpi. Wyjątkiem jest paskudna pogoda, mój brak chęci, choroba albo nauka nowych zachowań. Tylko wtedy pozwalamy sobie na trochę zabawy w domowym zaciszu.

 

3. "Koniec"
Bardzo przydatne słowo. Daje do zrozumienia psu, że czynność się zakończyła i już nic więcej nie robimy. Musimy być w tym konsekwentni, żeby słowo nie straciło na znaczeniu. Rozgranicza aktywność od wyciszenia. Przydatna jest też komenda na rozpoczęcie treningu. U nas jest to "ĆWICZYMY" kiedy robimy coś z klikerem i "ZABAWA"- sami zgadnijcie kiedy go używamy :)

4. Komenda zwalniająca
Kia musi utrzymać tak długo siad aż nie powiem "OK". Tak samo inne komendy. 

How to na przykładzie "siad"
- Pies siada na komendę
- Dajemy nagrodę
- Mówimy "OK" i pozwalamy psu wstać
Wersja pro: Kiedy pies jest w siadzie odchodzimy od niego, chwalimy na odległość ale go nie zwalniamy. Z czasem
wprowadzamy większe rozproszenia: zaczynamy uciekać,podskakiwać, wprowadzamy zabawki, rzucamy je.

5. Luz na dworze i nie tylko
Kia mimo tego, że w domu była spokojna to na dworze wszystko ją ekscytowało. Było to spowodowane tym, że zawsze na dworze działo się coś super ekscytującego. I tutaj doradziły mi osoby z owczarkowej grupy. Idziemy na spacer ale podczas niego siadamy na ławce np. z książką i po prostu siedzimy, 30 min, może godzinę, może więcej. W tym czasie mówimy psu "ODPOCZYNEK" i kładziemy go obok naszych nóg. I tak się relaksujemy. Siedzimy tak długo, aż pies się wyluzuje (a może i zaśnie- u Kii raczej to nie możliwe). Początki mogą być ciężkie ale trzeba być cierpliwym. Powtarzamy takie nic nie robienie w różnych miejscach, z czasem dokładając rozproszeń. Kia za pierwszym razem popiskiwała, nudziła się. I właśnie to trzeba ignorować, pod żadnym pozorem nie wolno wtedy kończyć odpoczynku, bo pies się nauczy, że piszczeniem wymusi coś na nas. Ćwiczyć można również w domu u znajomych czy rodziny. Kię bardziej niż wypady na dwór ekscytowały odwiedziny u różnych osób. Teraz nie pozwalam Kii biegać bez ładu i składu po domach. Kiedy widzę, że przesadza, zaczyna piszczeć i łazić to biorę ją na smycz i zarządzam odpoczynek pod stołem. Staram się też ją wyciszać w ten sposób kiedy biega z innymi psami i zaczyna się frustrować. Niestety jest to dla niej jeszcze za dużo, bo mimo tego, że siedzi przy mnie na smyczy to popiskuje patrząc za rozbawionymi psami. Jest to zdecydowanie za duże rozproszenie jak na początek. 

Tą metodę mamy dopiero rozpoczętą. Dlaczego? A no dlatego, że kiedy się o niej dowiedziałam to była już jesień. Mokro, zimno. Komu by się chciało w takich warunkach siedzieć na ławce godzinę. Jak na razie odpoczywałyśmy tak w trzech miejscach ale zdecydowanie widziałam różnicę w zachowaniu Kii. Za pierwszym razem nie wiedziała totalnie o co mi chodzi, marudziła od czasu do czasu. Później już rozumiała o co chodzi i o wiele lepiej szło jej wyciszenie się.


6. Dni nudy i nic nie robienia
Tak jak wcześniej pisałam, czasem przesadza się z aktywnością przez co później pies nie potrafi odpoczywać. Staram się Kii zrobić dzień totalnej nudy od czasu do czasu. Tylko dłuższy spacerek, bez żadnej większej aktywności, bez treningu, bez wymagań. Idziemy przed siebie i niczym się nie przejmujemy. Kia sobie biega od krzaczka do krzaczka, obwąchuje, kopie dziurki. Jak często coś takiego robię? Pracuję w soboty i niedziele od 10 do 19, więc cały dzień jestem poza domem. Z tego tytułu Kia jest zmuszona zostać z moim chłopakiem, dla którego szczytem aktywności z psem jest puszczenie go luzem na polu, żeby sobie sam polatał. On tymczasem albo kopie coś w telefonie albo stoi i pali papierosa. Czasem porzuca jej piłkę (jak dobrze, że Kia przynosi zabawki, bo by się przemęczył) ale wtedy domaga się statuetki Top for Dog za najlepszego sportowca roku. W związku z tym Kia ma totalnie nudne weekendy ale poza nimi, kiedy ja jestem w domu również robię jej nudne dni. Przede wszystkim dlatego, że nie chcę, żeby Kia kojarzyła mnie tylko i wyłącznie z aktywnością. Dzień nudy pojawia się zazwyczaj wtedy kiedy widzę, że Kia oczekuje, że coś będziemy robić. Jak to się objawia? Zaczyna łazikować koło godziny 14/15 (bo w tych godzinach zazwyczaj wychodzimy), co chwile do mnie podchodzi i patrzy mi się głęboko w oczy, cały czas mnie pilnuje, czasem nawet dyszy. Wtedy stwierdzam, że tak być nie będzie i zarządzam nudę. Kia szybko się wtedy poddaje i na następny dzień już jest wyluzowana i niczego nie oczekuje ode mnie. Podsumowując, nudne dni głównie z powodu mojej pracy i uczelni są w stosunku 1:1 do dni aktywnych i myślę, że jest to dobra proporcja.



7. Trochę ćwiczeń, które uczą Kię cierpliwości, rezygnacji i przez to kontrolowania emocji

- Kładziemy smakołyki na otwartą dłoń po czym podstawiamy psu pod nos. Kiedy się do nich próbuje dobrać- dłoń się zamyka. Pies szybko zrozumie, że dostanie nagrodę tylko wtedy, kiedy nie będzie dobierał się do zawartości ręki. Dodajemy do tego kontakt wzrokowy a nagrodę podajemy z wolnej ręki.

- Podczas zabawy kiedy pies jest obok nas każemy mu zostać i rzucamy przed siebie zabawkę (na początku przyda się asekuracja psa, bo na pewno na początku chętnie pogna za nią). Wydajemy komendę zwalniającą i pozwalamy psu chwycić i przynieść zabawkę. Dodatkowo możemy w ten sposób przećwiczyć przywołanie w trudnych sytuacjach tyle, że zanim pies dobiegnie do zabawki musimy go zawołać. Dobrze jest mieć jakąś nagrodę pod ręką (ja mam zazwyczaj inną, lepszą zabawkę, żeby pies wiedział, że opłaca się wracać)

- Komedy statyczne, uczące cierpliwości. My właśnie przepracowałyśmy dociskanie pyska do ręki. Uczymy na zasadzie otwartej- zamkniętej dłoni. Dlaczego bez klikera? A no dlatego, że kliker zaznacza daną sekundę, często staje się tak, że potem pies dotyka nosem dłoni przez chwilę i na tym koniec. Ciężko jest z klikerem wydłużyć niektóre zachowania. Za to na zasadzie dłoni jest o wiele prościej. Pies trzyma nos na dłoni- ręka otwarta, mówiąca psu, że dobrze robi. Pies odrywa nos- ręka się zamyka przez co uświadamia, że coś jest nie tak. Jasne komunikaty to podstawa.

Jaką widzę poprawę?
Z pewnością po wprowadzeniu tych reguł Kia się o wiele bardziej wyluzowała. Na pewno nie traci tak szybko głowy. Bardziej skupia się na tym co robimy przez co o wiele lepiej i szybciej przychodzi jej nauka nowych rzeczy. Przestała być wydziczała przy psach. Przede wszystkim wyraźnie zaczęła funkcjonować w dwóch trybach: trybie pracy i odpoczynku. Wcześniej była tylko w trybie pracy ale tego nie dostrzegałam dopóki nie wprowadziłam luzu w jej życiu.

Już nic nie przychodzi mi do głowy czym mogłabym się z Wami podzielić. Jeżeli sobie coś przypomnę to uzupełnię. A może Wy macie jakieś metody, żeby Wasz pies się wyluzował?

Na koniec dodam, że nie jestem żadnym treserem ani behawiorystą. Post napisałam na podstawie własnych doświadczeń, nie jest to poradnik "co robić z problemowym psem". Napisałam go po to, żeby pokazać moją drogę do wyciszenia Kii i podzieleniem się z Wami moimi spostrzeżeniami. Problem z wyciszeniem i kontrolowaniem emocji jest poważną sprawą i często musi się skończyć na wizycie u specjalisty.

sobota, 1 października 2016

Test karmy Petvita

 

Ci co obserwują nasz funpage na facebooku wiedzą, że zostałyśmy testerami Krakvet'u. Mniej więcej trzy tygodnie temu otrzymałyśmy karmę do testowania marki Petvita. Dziś przyszedł czas na podsumowanie testów, napisanie recenzji i ocenę produktu.

Dostałyśmy 4 worki po 2,5 kg: dwa worki large adult chicken, jeden large adult lamb i jeden all breeds light turkey. Zacznę od moich wymagań jakie zazwyczaj stawiam karmie i przy okazji skomentuję jak oceniam pod tym kątem karmę Petvita na przykładzie large adult chicken.


1. Skład karmy
Jak najlepszy skład karmy stawiam zawsze na pierwszym miejscu, zresztą jak większa ilość właścicieli czworonogów. Czasem równie ważna okazuje się cena ale o niej później. Po skład zajrzałam do internetu. Oczywiście mogę go znaleźć z tyłu opakowania ALE producent nie przedstawia tam procentowej zawartości składników, co dla osób dociekliwych może być sporym minusem. Ja przede wszystkim byłam ciekawa czy faktycznie karma posiada 60% mięsa jak głosi naklejka na karmie.

Skład: kurczak 50,25%, ziemniaki (31%) groszek (13%), tłuszcz zwierzęcy, hydrolizowane białko zwierzęce, lucerna (alfalfa), wysłodki buraczane, pulpa z cykorii (FOS), suszone jabłka, dehydratyzowane drożdże browarniane, mączka chleba świętojańskiego, świeży olej z łososia, celuloza, suszona marchew, MOS (manno-oligosacharydy), makleja, glukozamina i siarczan chondroityny (2500 mg/kg), MSM (metylosulfonylometan) (40 mg/kg), wyciąg z juki schidigera, rozmaryn, winorośl vitis, kurkuma, cytrusy, czapetka.
 
Powiem szczerze, że nie jestem specjalistą jeżeli chodzi o skład karm. Mimo tego wydaje mi się, że ma całkiem dobry skład patrząc na fakt, że ma naprawdę dużą zawartość mięsa i do tego dużo naturalnych składników. Reszta karm large Petvita ma bardzo podobny skład, zmienia się w nich głównie rodzaj mięsa. Dawkowanie jest takie same jak w większości karm za tą cenę (mniej więcej 200 g. dziennie dla psa o masie 20 kg.)

2. Przyswajanie karmy
Powiem szczerze, że jak dowiedziałam się, że Krakvet przyśle nam karmę do testów byłam nieco zaniepokojona. Nie lubię Kii zmieniać karmy, szczególnie ze względu na to, że zazwyczaj kończyło to się biegunką mimo tego, że stopniowo mieszałam starą karmę z nową. Na szczęście tu obyło się bez żadnych rewolucji (o dziwo, bo Kia ma naprawdę wrażliwy brzusio). I tutaj karma Petvita dostaje ode mnie ogromny plus. Zero problemów z wypróżnianiem, zero luźnej kupy. Muszę również zaznaczyć, że ostatnimi czasy Kia miała problem z nadkwasotą. W nocy przełykała ślinę w tak głośny sposób, że nie mogłam spać. Odkąd dostaje Petvitę problem ustał za co jestem niesamowicie wdzięczna. Dla dociekliwych dodam, że nadkwasota była spowodowana Brit Care Endurance. Kia nie drapie się po karmie. Sierść jest bez zmian w dobrej kondycji. Linieje tak samo obficie jak zawsze. Podsumowując, w wyglądzie psa nie zauważyłam żadnego pogorszenia ani poprawy.


3. Opakowanie
Opakowanie nie zachwyciło mnie specjalnie szatą graficzną ale powiem szczerze, że przy tak dobrej jakości karmy nie przywiązuję do tego wagi. Jedynym minusem, który mi przeszkadza jest brak jakiejkolwiek możliwości zamknięcia worka. Opakowanie nie ma zapięcia czy to strunowego czy na suwak. Najlepiej jakbyśmy przesypali karmę do naszego zamykanego pojemnika. Niestety ja owego nie posiadam i muszę zawijać opakowanie, tak żeby karma nie wywietrzała. 


4. Granulki  
Karma jest nieco tłusta ale nie brudzi rąk, "posypka" jest w znikomych ilościach. Rozmiar granulek nie odbiega wielkością od innych karm dla dużych psów. Kia mimo tego połyka granulki w całości. Robi tak przy każdej karmie ale przy tej wyjątkowo. Zdarza się, że podczas jej posiłku nie usłyszę ani jednego chrupnięcia, co wydaje mi się niezbyt zdrowe a na pewno bezpieczne, bo pies może się zakrztusić. Niestety widać taka już jej natura i albo muszę się z tym pogodzić albo poszukać karmy z naprawdę ogromnymi granulkami.
 

5. Smak i zapach
Jako, że Kia jest niepoprawnym łakomczuchem karma jej smakuje i myślę, że tutaj nie mam co się rozpisywać. Zapach nie jest bardzo intensywny przy czym jest znośny dla mnie i przy okazji atrakcyjny dla psa.

6. Cena
W sklepie Krakvet'u Petvita large adult chicken 14 kg. koszuje 239zł (link). Cena nie jest wysoka (osobiście staram się, żeby za worek 12 kg nie płacić więcej niż 200zł) i z pewnością jest warto kupić tak dobrą karmę w takiej cenie.

Podsumowanie
Karma Petvita jest bardzo dobrą karmą klasy premium ze średniej grupy cenowej (około 200zł za 12kg). Jedynym minusem jaki dostrzegłam w karmie jest jej opakowanie (na co przymykam oko, bo zawartość zrobiła na mnie dobre wrażenie). Jeden worek karmy jaki dostałyśmy jest typu light. Kia będzie go dostawać jako nagrody na treningach ze względu na to, że gdybym zamieniła jej dzienny posiłek na light to chyba by znikła :) Karmę polecam ja i Kia. Mam w planach zmianę suce karmy na Carnilove. Jeżeli nie będziemy z niej zadowolone to najprawdopodobniej wrócimy do Petvity. 
 
Dziękujemy Krakvet'owi za wybranie nas do testów. Zapraszamy na ich stronę internetową, gdzie można zakupić karmy Petvita (link). 



@KRAKVET – Najtańszy sklep zoologiczny!

niedziela, 25 września 2016

Relacje pies- przewodnik

 
Z Kią nasze relacje zawsze były na dobrym poziomie. Niestety nie na tyle dobre, żebym mogła pracować z nią przy większych rozproszeniach jakie są inne psy. Byłam przy nich zbyt nudna. Postanowiłam to zmienić...

Zrobiłam rachunek sumienia. Podsumowałam cały nas dotychczasowy staż, przeanalizowałam każdą naszą chwilę (tą lepszą i tą gorszą) po czym wyciągnęłam wnioski. I tutaj właśnie chcę się z Wami nimi podzielić. Opiszę je w formie kilku prostych zasad, które sprawiły, że z Kią zaczynam dogadywać się praktycznie bezbłędnie i coraz rzadziej jestem skazana na brak uwagi ze strony psa.

ZASADA 1. Jestem najfajniejszym stworzeniem na świecie!
Z nikim innym zabawa nie jest tak fajna jak ze mną. Co za tym idzie? W pewnym sensie robienie z siebie głupka w osiedlowym parku. Zabawa to nie tylko ciągły aport czy pół godzinne przeciąganie się sznurem. To skoki, biegi, piski, wymachiwanie rękami i wszystko to co pozytywnego nam przyjdzie do głowy a pokaże w jakiś sposób psu, że jesteśmy nakręceni, że uwielbiamy się z nim bawić. Podsumowując, przede wszystkim chodzi o nastawienie. Żeby pies czerpał ze wspólnego czasu ogromną przyjemność to sami musimy ją odczuwać. Stanie jak kołek i oczekiwanie na przyniesienie piłeczki w niczym nam nie pomoże.
Robiąc rachunek sumienia zauważyłam, że poprzednie zabawy z Kią były po prostu nudne. I to nie tylko dla niej, bo mnie też nużyły. Nie miałam odpowiedniego nastawienia ani pomysłu na aktywność, w końcu było dużo dni gdzie poszłam się z nią pobawić, choć wcale nie miałam na to ochoty. I tak oto otrzymałam niesamowicie szybko gaszącego się psa. Zawsze oglądając choćby Latające Psy zastanawiałam się jakim cudem te zwierzęta są tak napalone. Na szczęście zmieniając podejście szybko naprawiłam swój błąd. Kia już po paru dniach zaczęła być bardziej pobudzona na sesjach. Zaczęła rozumieć, że coś się zmieniło. Że pani jest szalona! Że można się z nią powydurniać jak z nikim innym!


ZASADA 2. Element zaskoczenia to podstawa!
Który człowiek nie lubi być chwalony? Psy lubią je jeszcze bardziej! Zamiast nagradzać od czasu do czasu smakołykiem zaczęłam proponować Kii różne nagrody. Raz smakołyk, raz zabawa, raz ucieczka, wspólny bieg, pochwała czy pieszczoty. Chodzi o to, żeby pies nie miał pojęcia co tym razem dostanie za poprawne zachowanie.
Przywołanie. Tutaj ta zasada jest w naszym przypadku najbardziej przestrzegana. Poprawiło to przede wszystkim skuteczność przywołania. Mam wrażenie, że Kia przybiega do mnie bo jest ciekawa co tym razem dostanie. Jeżeli chodzi o nagrodę w postaci zabawy to przyspieszyła powrót Kii kilkukrotnie. Co dokładnie robię? Przykłady:
a) Wołam psa- jak jest już w miarę blisko pokazuję zabawkę (np. sznur)- wykonujemy over- pies podbiega ze złapaną zabawką- szarpiemy się
b) Wołam psa- uciekam w drugą stronę z zabawką (np. szarpak)- pozwalam Kii złapać zabawkę w biegu
Dzięki temu Kia biegnie do mnie jak najszybciej potrafi. Minus jest taki, że biegnie tak szybko, że czasem nie zdąży wyhamować i zderzy się ze mną :P
W sytuacji, kiedy Kia jest puszczona ze smyczy pilnuje jej ale ona również ma mnie pilnować. W przeciwnym razie odwracam się na pięcie i w długą! To akurat praktykuję odkąd Kia była szczenięciem i nigdy nie oddala się ode mnie (chyba, że pogoni jakieś leśne zwierzę ale za dosłownie minutę wraca). Jak nawet wybiegnie nieco do przodu co chwila się odwraca, żeby sprawdzić czy pani przypadkiem nie ucieka jak spłoszona sarenka.
Zaskakuję pomysłami samą siebie. Wymyślam psu różnego rodzaju zabawy czy wyzwania. Ze zwykłym sznurkiem idzie zrobić niezliczoną ilość rzeczy. Zabawy węchowe mogą być za każdym razem inne. Wykorzystuję elementy otoczenia w nowy sposób.


ZASADA 3. Nagradzam za najdrobniejsze rzeczy!
Można powiedzieć, że ta zasada tyczy się wyraźnego wyznaczania granic. Nawet najmniejsze pożądane zachowanie chwalę, za to te nie chciane wyraźnie neguję. Wystarczy, że Kia sama zaproponuje jakieś zachowanie. Ostatnio bardzo jej się utrwaliło chodzenie przy nodze i meldowanie się podczas spaceru bez smyczy. Oczywiście nagradzam takie zachowania, ponieważ chcę, żeby były w przyszłości powtarzane czy to na moją komendę czy przez nią samą.


ZASADA 4. Co za dużo to nie zdrowo!
Jest bardzo dużo artykułów dotyczących trwania treningów czy zabaw z psem. I w praktycznie każdym jest powtarzana jedna i ta sama zasada: przestań zanim pies się znudzi. Nie wiem dlaczego ale zawszę olewałam tą zasadę, choć w głębi duszy wiedziałam, że jest to prawda. W ciągu ostatnich miesięcy również wdrążyłam tą myśl. I powiem, że działa naprawdę cuda. Nie bawię się z psem 15 min bez przerwy na dworze a np. 3 razy po 5 min z przerwami na dalszy spacer. Takie "nie zmęczenie materiału" utrzymuje Kię w ciągłej gotowości, nie nudzi się i nie wypala. Do tego w ciągu tych 5 min. daje z siebie 200%, bo wie, że dobra zabawa zaraz się skończy. To samo tyczy treningu posłuszeństwa, sztuczek czy frisbee. Chodzi nam o to, żeby pies miał niedosyt. Choć mi osobiście nie jest łatwo przerwać w najlepszym momencie, bo sama się dobrze bawię :P Ale dzięki temu i ja nie mam dość zabaw z własnym psem, a dodatkowo mam dużo pomysłów na coraz to różniejsze aktywności.


ZASADA 5. Tylko stoicki spokój może nas uratować!
Tak, z pewnością, szkolenie i posiadanie psa niesie ze sobą bardzo trudne momenty, w których mamy ochotę rozszarpać zwierzę na drobne kawałeczki albo przynajmniej postawić do kąta. Osobiście jestem bardzo emocjonalną osobą, a co za tym idzie, również nerwową. Bardzo szybko idzie mnie wytrącić z równowagi i bardzo ciężko jest mi tę równowagę później odnaleźć. Po ostatniej sprzeczce z sąsiadem chodziłam wściekła przez cały dzień. Dlatego pies to nie lada wyzwanie dla mnie. Na początku było mi ciężko (baaardzo ciężko) opanować złość, miałam ochotę sobie rwać włosy z głowy jak tylko Kia zrobiła coś co mi nie przypadło do gustu. Na szczęście nauczyłam się panować nad narastającą wściekłością (działa to tylko w stosunku do psa). Po prostu przestaje się odzywać, w głowie toczę sama ze sobą walkę. Kia nauczyła się to odczytywać i zrozumiała, że jak się do niej nie odzywam, traktuje ją jak powietrze to nagrabiła sobie i lepiej, żeby się do mnie nie zbliżała. Po kilku/ kilkunastu minutach milczenia i przeklinania w myślach zaczynam się uspokajać. O dziwo Kia również to wyczuwa, bo zawsze w tym momencie podchodzi do mnie ze spuszczonymi oczami i uszami w dół i czeka na moją reakcję, a jej mina mówi "Już jest ok?". Oczywiście czasem puszczą mi nerwy (ostatnio jak Kia zaczęła zajadać się ludzkimi odchodami jakby to były najlepsze czekoladki na świecie) i pies dostanie ostrą reprymendę. Mimo tego zawsze analizuję każdą sytuację, która miała miejsce. Co mogłam zrobić lepiej, co zrobić, żeby sytuacja się nie powtórzyła itp itd. Grunt to nauka na błędach.



Myślę, że to wszystkie zasady jakie wprowadziłam w nasze życie. Jeżeli umknęło coś mojej uwadze to dopiszę. Co się zmieniło? Generalnie to poprawę widzę w praktycznie wszystkim. Zaczynając od skupienia a kończąc na tym, że Kia dzięki temu trochę dojrzała. Wymienię Wam jednak te zachowania, na których mi głównie zależało.

1. Kia uwielbia się ze mną bawić, jestem fajniejsza od innych psów (ostatnio na spacerze zamiast bawić się z psem siedziała przy mnie w kontakcie choć wcale ją o to nie poprosiłam; kiedy podbiegła do płotu za którym był owczarek niemiecki, bez problemu ją przywołałam do siebie)
2. Skuteczność przywołania i sama jej prędkość poprawiła się kilkukrotnie (Kia grzeje do mnie jak torpeda :D)
3. Kia sama proponuje zachowania, które są pożądane
4. Zaangażowanie w zabawę niesamowicie wzrosło (możemy bawić się przy innych psach/ ludziach a Kia nie zwraca na nich uwagi)
5. Pies się nie nudzi przewodnikiem, nie ma wyczerpania materiału, nie gaśnie szybko
6. Kia jest bardzo skupiona na mnie kiedy tego od niej potrzebuję
7. O niebo lepiej się dogadujemy, nauka nowych rzeczy jest o wiele łatwiejsza
8. Nasze relacje z pewnością weszły na nowy, wyższy poziom



Pisałam tą notatkę dwa razy ;/ pierwszy raz nie zapisała mi się wersja robocza, dlatego tekst może być nieco mdły :P

piątek, 26 sierpnia 2016

Paka Zwierzaka!



W końcu doczekałyśmy się upragnionej Paki Zwierzaka! Nie tylko ja byłam podekscytowana w związku z wizytą kuriera. Na moje słowa "Paaaatrz co maaam!" Kia rozpoczęła dzikie pląsy wokół mnie i paczki. Oczywiście nie byłaby sobą gdyby nie pomogła mi w rozpakowaniu przesyłki i nie zostawiła po tym piekielnego bałaganu. Po paru minutach walki z opakowaniem z InPostu mogłyśmy przejść do wnętrza przesyłki. Jakie produkty zaproponowano nam w tym miesiącu?
  • Lody dla Psa Pokusa (16,99 zł)
  • Pokusa Premium Plus (18,50 zł)
  • Zabawka Dingo (8,90 zł)
  • Kabanoski O'canis (5,99 zł)
  • Let's Bite Brit (4 zł)
  • Próbka karmy Brit
  • Gratis dla stałych klientów
Powiem szczerze, żę na początku paka nie wywarła na mnie dużego wrażenia. Pudełko niezbyt pokaźnych wielkości, nie zachwycające szatą graficzną (studiuję na kierunku artystycznym, więc zwracam na takie rzeczy uwagę). Jedyną ozdobą kartonowego pudełka jest mała naklejka z logiem. Jednym słowem totalny minimalizm.
  

Po otwarciu pudełka zrobiłam wielkie oczy i w głowie brzmiało "POKUSA PREMIUM PLUS!". Długo zastanawiałam się nad tym produktem i sama nie wiedziałam czy go wypróbować czy nie. Nie byłam przekonana co do jego sensu stosowania u Kii, która parę razy w tygodniu lata za frisbee. No i los, a raczej osoby odpowiedzialne za dobór produktów zrobiły to za mnie. Teraz jak już dostałam to się cieszę i jestem ciekawa jakie daje efekty. Dla osób, które nie znają produktu:
"Pokusa nie do odparcia. Naturalna karma uzupełniająca, zawierająca pochodzące z warzyw i owoców bioaktywne związki, które regulują funkcje trawienne oraz wzmacniają układ odpornościowy. Przeznaczona do zbilansowania diety domowej, surowej oraz tej, która składa się z niskiej jakości karm. Dostarcza wysokiej wartości proteiny, a także witaminy i składniki mineralne pochodzenia naturalnego. Po dodaniu wody, tworzy posiłek o unikatowym smaku. Dzięki konsystencji sosu karmę można komponować na różne sposoby: solo, z kaszą, makaronem, ryżem a także z innymu karmami przemysłowymi - nadając im bardziej wyrazistego smaku, któremu żaden pies się nie oprze... Doskonała na każdą porę roku. Dzięki Pokusie będziesz mógł/mogła stworzyć orzeźwiający napój, przepyszne lody czy doskonały sos. Jest to doskonała forma nawadniania i uzupełniania elektrolitów."
Będziemy stosować, myślę, że mimo wszystko się przyda, później zdamy relację :)



Lody dla psów Pokusy nie były dla mnie żadnym zaskoczeniem, ponieważ na facebooku Psiej Paki została umieszczona podpowiedź co do tego produktu. Kia już zjadła jedną gałkę (producent twierdzi, że proszku starczy na 5 gałek). Z pewnością jest to dobra ochłoda dla psa w upalne dni. Lody są łatwe w przygotowaniu, wystarczy wymieszać proszek z wodą i voila! Nazwałabym je jednak lodowymi kulami, bo z lodami nie mają nic wspólnego poza kulistym kształtem (w opakowaniu mamy bardzo fajną foremkę). Jest to po prostu zamrożony płyn. 

Pomimo tego, że Kia jest łakomczuchem i wciągnęła lody niczym odkurzacz nie zauważyłam, żeby była nimi zachwycona. Parę minut je lizała, potem kiedy zrobiły się stabilne (patrz- przestały się ślizgać po misce) zjadła je w całości (producent ostrzega o tym) i ja nie mogłam nic na to poradzić, bo to była chwila. Możliwe, że nie widziałam zachwytu ani oblizywania się bo ją zamroziło (zjedz kulkę lodów na dwa gryzy!)
Podsumowując ten produkt lody są ciekawym eksperymentem, czymś nowym. Byłam niesamowicie ich ciekawa. Teraz tą ciekawość zaspokoiłam. Lody ani mnie ani Kii nie oczarowały. Uważam, że jest to kolejny nie potrzebny bajer dla psów i do tego nie najtańszy (17 zł w sklepie Pokusy). Pies się w zupełności zadowoli chłodną wodą w ciepły dzień, nie musi siedzieć na leżaku z dwoma gałkami lodów w wafelku. 


 

Zabawka jaką jest kolba z Dingo spisuje się bardzo dobrze. Mam już taką zabawkę tyle, że w innym kolorze i z doświadczenia wiem, że wytrzymują psie szczęki. Ten rodzaj splotu w sznurach jest wytrzymały i z pewnością nadaje się również dla bardziej niszczycielskich psów. Kolor zabawki także na plus. Rażący żółty sprawia, że pies nie ma problemu z odnalezieniem kolby. Osobiście jestem z niej zadowolona. Lubię sznury z uchwytem. Dodatkowo są świetnym narzędziem do nagradzania psa podczas spacerów oraz trenowania wymiany.

Następnym produktem jest Let's Bite Brit Duck Breast. Tutaj nawet zdjęć nie zamieszczę, bo już tego nie mamy! Kia wchłonęła całą paczkę na jednym spacerze i było jej mało. Zauważyłam, że o wiele chętniej i szybciej wykonywała polecenia. Z tego można wywnioskować, że niesamowicie jej piersi kaczki smakowały! Na pewno była to dla niej miła odmiana, ponieważ od miesiąca "męczymy" już jedną pakę rybnych przysmaków. Bardzo fajny smakołyk (tylko szkoda, że tak mało :))

Próbka karmy Brit Care Adult Medium- tutaj spodziewałam się czegoś innego. Kia od papika jest na Bricie i przerabiałyśmy już wiele smaków i rodzajów: Puppy, Junior, Adult Grain Free, Champion a teraz mamy Endurance. Z tego powodu próbka nieco mnie rozczarowała. Jednak osoby, które nie miały tyle do czynienia z Britem co ja, będą zadowolone, bo jest to naprawdę dobra karma jak na tę cenę. U mnie próbka z pewnością sprawdzi się jako smaki podczas treningów i spacerów także się nie zmarnuje. 

 

Kabanosy firmy O'Canis. Nie mam konkretnego zdania na ich temat poza tym że śmierdzą (coś w stylu żwaczy ale o wiele słabiej). Ale psom to pasuje. Widać, że jest to produkt naturalny. Kia zjadła i była zadowolona ale później zauważyłam, że odbijało się jej.


Ostatnim przedmiotem jest "Gratis dla stałych klientów". I tu się pojawia pytanie: Skoro jest dla stałych klientów to dlaczego ja go dostałam? Z tego co widziałam na internecie to każdy dostaje owy gratis. Czym on jest? Jest to karta właściciela zwierzęcia... Na czym polega? Informuje, że w razie naszego wypadku mamy psa, którym trzeba się zająć. Kartę możemy wydrukować samodzielnie i wsadzić ją do portfela. Według mnie jest to "zapychacz" paki żeby na liście produktów było 7 a nie 6 produktów. Do tego nazywaniem tego gratisem dla stałych klientów troszkę mija się z prawdą. 

Propozycja na przyszłość: Gratis dla stałych klientów powinien być czymś super wow, który przykuje uwagę klientów i sprawi, że pomyślą: "Kurczę, warto regularnie zamawiać paki dla takich gratisów!". Czy kawałek kartonu zachęciłby mnie do comiesięcznego kupowania Paki Zwierzaka? Nie...


 Cena... Z moich wyliczeń produkty mają wartość 54,38zł. Paka kosztuje 59zł. Z tych łatwych obliczeń wynika, że jesteśmy niecałe 5zł w przysłowiowe plecy. Wg mnie jest to jak najbardziej uczciwa cena wynikająca z cen produktów i samych kosztów związanych z przygotowaniem przesyłki. Tyle samo zapłacilibyśmy w sklepie a i tutaj mamy darmową przesyłkę (zamawiając Pokusę Diamond Coat płaciłam 11zł).
Jakość produktów jest naprawdę świetna! Możemy zamówić Pakę Zwierzaka i spać spokojnie, nie obawiając się, że dostaniemy w niej przysmaki z Chappi a próbkę karmy z Pedigree.
Co mnie zaskoczyło? Dwa produkty Pokusy, które swoje kosztują i są naprawdę typu premium. Niestety odzwierciedla to się w ilości przysmaków.
Co mi się podobało? Ogólnie pomysł takiej paki jest dla mnie niesamowity. Co miesiąc inny produkt (mniej lub bardziej potrzebny). Poprostu sprawia to frajdę, nawet odważę się powiedzieć, że raduje bardziej właściciela niż pupila. Wyczekiwanie na paczkę i zachodzenie w głowę co tam może być było dla mnie niesamowicie ekscytujące a jak już ją dostałam to radość nie z tej ziemi. Nawet jak psie lody szczególnie nie przypadły ani mnie ani Kii do gustu to i tak byłam zadowolona, bo to coś nowego.
Co mi się nie podobało? Opisywany już gratis dla stałych klientów
Czy kupię ponownie? Zastanawiam się co będzie w następnych pakach i wiele opcji przechodzi mi przez myśl. Na 80% zamówię ją znowu. Dlaczego? Bo uwielbiam niespodzianki a pies ma taką samą frajdę jak ja. Lubię też nowości. Ponadto jest to dla mnie lepsza opcja niż podróż do sklepu zoologicznego gdzie nigdy nie potrafię się zdecydować co chcę, a koniec końców wychodzę z pełnymi torbami o wartości 100-200zł "bo wszystko jest takie fajne" (z czego połowa zabawek rozpadnie się po paru minutach pod wpływem szczęk Kii). W przypadku Paki Zwierzaka ktoś decyduje za mnie. Dodatkowo przez nią mam możliwość poznania różnych marek i produktów o których bym może nigdy nawet nie usłyszała. Akurat złożyło się tak, że w tym wydaniu wszystkie firmy mi były bardzo dobrze znane ale wiem, że paki są różne różniste i na pewno można znaleźć w nich dużo ciekawych produktów.

Ogólna ocena Paki Zwierzaka


Jeżeli jesteście zainteresowani Paką Zwierzaka zapraszam na ich www i sami oceńcie czy warto.
Notatka autora: Dzięki pace zaoszczędziłam naprawdę sporo pieniędzy. Cały miesiąc mówiłam sobie, że nie będę Kii nic kupować, bo dostanie paczkę. Byłam raz nawet w zoologu i nic nie kupiłam (u mnie to niespotykane). No a po otrzymaniu jej też nic nie kupie bo już dostała nową zabawkę i smakołyki. A lada moment można następną Pakę Zwierzaka zamawiać. POLECAM TĘ OPCJĘ ROZRZUTNYM :)

wtorek, 9 sierpnia 2016

Pokusa Diamond Coat

Marka Pokusa jest bardzo znana wśród posiadaczy zwierząt. Posiadają w swojej ofercie bogatą gamę suplementów dla psów, kotów a nawet koni. Ja jednak zajmę się przedstawieniem opinii na temat psiego suplementu Pokusy, a dokładniej produktu Diamond Coat.


Zaraz po otrzymaniu suplementu urzekło mnie proste i zarazem naturalne kartonowe opakowanie. Łatwe do otwarcia, wszystkie niezbędne informacje znajdują się na odwrocie. Zajmijmy się składem:

Skład: BIO żółtko jaja kurzego, algi morskie (Ascophyllum nodosum), drożdże browarnicze (Saccharomyces cerevisiae), białko ziemniaka, mączka karobowa, siemię lniane, hydrolizat kolagenu, czarne jagody, montmorylonit, owoc dzikiej róży, olej z wiesiołka, czystek, skrzyp polny, pokrzywa.

Wyboldowane składniki można zakupić osobno w ofercie Pokusy. Dzięki temu można wywnioskować, że w Diamond Coat mamy składniki z aż pięciu osobnych produktów! Dodatkowo każdy z nich ma swoje zastosowanie. Niestety ani na opakowaniu ani na internecie nie jest podany dokładny skład procentowy składników. Przez to nie wiemy czy wszystkich jest po równo, czy któryś dominuje, czy po prostu mamy się mniej więcej sugerować kolejnością składników.

Opis produktu ze strony producenta:

"Niezwykle smakowity, organiczny preparat żywieniowy, efektywnie poprawiający kondycję oraz pigment skóry i włosa. Dedykowany psom o sierści : czarnej, podpalanej, czekoladowej, szarej, błękitnej, rudej i aprikot. Zaleca się stosowanie w przypadku sierści matowej, bez połysku oraz niedostatecznie ubarwionej. Stanowi pomoc w okresie występowania pochorobowych zmian skórnych czy nadmiernego linienia. Zobacz różnicę w 14 dni!"

Do rzeczy!


W opakowaniu znajdują się ulotki, miarka i Pokusa Diamond Coat w woreczku strunowym. Często jest problem z szybkim i całkowitym zamknięciem woreczka a przecież nie chcemy, żeby proszek wywietrzał czy co gorsza się zbrylił. Wolałabym, żeby opakowanie było na suwak. Byłoby to o wiele poręczniejsze.
Kia dostaje Pokusę od 20 lipca, czyli dziś jest dokładnie 20 dzień przyjmowania suplementu. Proszek należy podawać po wymieszaniu z karmą. Ja dodatkowo rozrabiam suplement z odrobiną wody. Poniżej zdjęcia preparatu na sucho i po zmieszaniu z wodą.



Psy od 20 do 30 kg powinny otrzymywać dziennie 8g. produktu. Kia dostaje około 7g. ze względu na to że jest przy tej najniższej granicy wagowej. Całe opakowanie ma 180g co daje nam dokładnie 25 dni stosowania. Producent zaleca stosować produkt przez 60 dni 2 razy w roku (dotyczy to stosowania profilaktycznego). Pokusę Diamond Coat dodaję tylko i wyłącznie do pierwszego, porannego posiłku. Proszek wyraźnie jej smakuje i choć jest łakomczuchem i nigdy nie pogardzi miską z jedzeniem to ewidentnie widać, że śniadanie je o wiele chętniej niż posiłek bez Pokusy (wylizuje miskę do czysta!). Co do zapachu to jest przyjemny. Przede wszystkim pachnie naturalnością, żadną chemią. Zatem walory smakowe i zapachowe na duży plus.



Powiem szczerze, że różnicę w sierści Kii zobaczyłam dużo wcześniej niż opisuje producent. Zamiast po 14 dniach zmianę zaczęłam dostrzegać już po 7! Sierść suki zrobiła się mięciutka i lśniąca. Wcześniej najbrzydszą sierść miała na zadzie gdzie robiła jej się szorstka i stała we wszystkie strony. Podczas stosowania produktu pięknie zaczęła się układać. Poza tym sami przechodnie na ulicy zaczęli zwracać uwagę na jej sierść. Kiedyś jak chodziłyśmy na spacery słyszałyśmy "O! Jaki ładny piesek!", "Jaki śmieszny!" itp. itd. Teraz dodatkowo doszła opinia "Ale ma piękną sierść", a jak tylko pogłaskają piesa pada opinia, że jest bardzo mięciutka i można się do niej przytulać jak do misia. Co do zmniejszonego linienia to również odnotowałam różnicę. Jak w poprzedniej notatce zaznaczyłam, Kia, wzorowa przedstawicielka rasy leni się strasznie a jej kłaki są dosłownie wszędzie. Po Pokusie wprawdzie sypie się z niej dalej ale nie ma już takich sytuacji, że po pogłaskaniu/ pieszczotach zostawia kilo sierści na rękach czy ubraniach. W tej kwestii przy zakupie Diamond Coat liczyłam na cud, że pies nie będzie zrzucał ani jednego włoska. Niestety nie czarujmy się, z psa się sypie i sypać się będzie, nie zatrzymamy całkowicie procesu linienia a poza tym chodzenie w jednej i tej samej sierści czy lato czy zima byłoby bez sensu... Także jeżeli chodzi o wypadanie sierści to Pokusa w miarę zrobiła swoje. Nie jest źle, ale myślę, że mimo wszystko mogłoby być lepiej. Poza mniejszym linieniem i lśniącą sierścią Pokusa Diamond Coat ma działać również na koloryt. Kia jako że jest przedstawicielem maści blue merle i jej kolory są z natury zjawiskowe i kontrastowe. Jednak mimo tego mam wrażenie że kolor czarny pogłębił się, a podpalania uwydatniły.

Jedyne czego żałuję to tego, że nie zrobiłam Kii zdjęcia przez podawaniem proszku. Podejrzewam, że różnica byłaby bardzo widoczna nawet na zdjęciu.

Osobiście Pokusę kupiłam na stronie internetowej http://toysdreamdog.pl/ za 28,85zł. Nie jest to wysoka cena, szczególnie w stosunku do jakości jaką nam oferuje Pokusa. Poza tym nie musimy stosować jej cały rok. Wystarczą dwa opakowania co daje około 60zł na rok za sierść w naprawdę dobrej kondycji.



Podsumowując:

Skład: 10/10 (brakuje mi rozpisania procentowego, ale nie wpływa to na doby skład suplementu)
Wygląd: 10/10 (mimo tego, że produkt kupiłam 20 dni temu, opakowanie dalej nie jest wyrzucone, tak bardzo mi się podoba)
Smak: 10/10 (wylizane miski)
Powstrzymanie linienia: 7/10 (Kia nie leni się tak intensywnie ale miałam nadzieję, że preparat bardziej powstrzyma sypanie się)
Intensywny kolor: 10/10 (Blue merle jest jeszcze bardziej blue i merle niż wcześniej!)
Lśniąca sierść: 10/10 (tutaj nic dodać nic ując, sierść się pięknie układa i lśni)
Cena: 10/10 (produkt jest w 100% warty swojej ceny)


 POKUSA NIE DO ODPARCIA!